Przestańmy być hazardową montownią Europy

Autor: Maciej Akimow

Data publikacji: 22.06.2023

W ostatnim czasie naszła mnie spora refleksja na temat polskich firm hazardowych. Mimo olbrzymich możliwości finansowych i kadrowych, nie chcemy wykorzystać całego potencjału na arenie międzynarodowej, ale na siłę konkurujemy w trudnych warunkach pomiędzy sobą. Dlaczego drogą naszych wschodnich sąsiadów nie chcemy uwolnić naszego potencjału? Dlaczego stajemy się hazardową montownią Europy? O tym w dzisiejszym felietonie.

W tym przypadku nie rozpatruję jedynie operatorów bukmacherskich, bo o nich najczęściej się mówi, ale o stanie całego ekosystemu – dostawcach gier i kontentu kasynowego, oprogramowania, platform, pośrednikach płatności i wielu innych firmach, które niezbędne są do funkcjonowania całej branży. Niestety, ale w przypadku Polski brakuje nam godnych reprezentantów, którzy chcieliby zostać naszym produktem eksportowym albo nie zawsze przyznają się do swojego pochodzenia.

Dobrym punktem odniesienia są chociażby nasi wschodni sąsiedzi czyli Ukraińcy, gdzie pomimo toczącej się wojny, dalej są w stanie dostarczać nowoczesne produkty i rozwiązania dla branży hazardowej. Czego brakuje nam, by pójść tą samą drogą?

Tracimy rynek bukmacherski

Przywołany przykład bukmacherów jest najlepszy. Gdy tylko dokona się transakcja przejęcia większościowych udziałów STS przez Entain, aż czterech z pięciu największych polskich bukmacherów będzie w rękach zagranicznego kapitału (STS, Fortuna, Superbet, Betclic). Jeśli dojdzie również do sprzedaży forBET-u, zaraz okaże się, że w 90% rynku bukmacherskiego będzie częścią zagranicznych holdingów. Chociaż na dobrą sprawę, gdyby naciągnąć naszą teorię to już teraz możemy powiedzieć, że cała topowa piątka bukmacherów nie należy do polskich właścicieli (struktura właścicielska forBET-u po głośnych aresztowaniach jest tak zawiła, że nikt tego nie rozwikła).

Można przywołać pamiętny 2017 rok i wejście w życie nowelizacji ustawy hazardowej. Kto był wtedy na rynku? STS, Fortuna, Totolotek, Milenium, Etoto.

Jeśli spojrzymy na całe zestawienie bukmacherów, gdzie mamy 22 licencje, a z czego operacyjnie działa tylko 17 operatorów, aż 10 z nich będzie w rękach zagranicznego kapitału. W przypadku kilku mniejszych operatorów toczą się rozmowy w sprawie pozyskania inwestycji na dalszy rozwój co tylko pokazuje jedno – polskie firmy nie radzą sobie z rozwojem na rodzimym rynku. Zagraniczni właściciele czerpią wiedzę i kapitał ludzki z Polski, ale finalnie budujemy produkt, który nie będzie polski. Polscy managerowie wyższego szczebla budują potęgi zagranicznych operatorów.

Na rynku dostawców nie jest lepiej

Jeśli mamy wymienić dwie firmy, które mają polskie DNA to oczywiście na myśl przychodzi SB Betting i Statscore. W drugim przypadku firma już jakiś czas temu straciła większościowy pakiet na rzecz Playtecha, a później na rzecz LSport, której w części właścicielem również jest Playtech (o przepływach udziałów w takich firmach i budowaniu wpływów na światowej mapie hazardu porozmawiamy innym razem). Wychodzi na to, że największym polskim dostawcą technologii na polskim rynku jest szcześcińska spółka SB Betting, dla której największym klientem są rywalizujące między sobą podmioty.

W przypadku Statscore w pewnym momencie dobrnięto do ściany i prawdodpobnie zabrakło środków do światowej ekspansji, która jak dobrze wiemy jest bardzo kosztowna.

Jeśli chodzi o dostawców gier kasynowych, największymi dostawcami są Promatic i Wazdan. Pierwszy z nich międzyjurysdykcyjne dostarcza jedynie produkty stacjonarne. Promatic w online nie robi żadnych postępów, nie widać go od od pewnego czasu na zagranicznych targach hazardowych, a ewentualna integracja dla jakiegokolwiek operatora lub agregatora gier będzie drogą przez mękę. Promatic wymaga zdecydowanie zmiany podejścia i polityki całej firmy na bardziej przyjazny i potrafiący zatrudniać prawdziwych specjalistów.

Wazdan mimo licznych sukcesów na rynkach międzynarodowych, współpracy z nowymi operatorami, pozyskiwaniem nowych licencji i posiadaniem siedziby w Polsce (Opole) nie chce do końca przyznawać się do polskiego pochodzenia. Bez wątpienia jest to strata dla całej branży hazardowej.

Monopol trzyma część kapitału w polskich rękach

Bez względu na to, czy ktoś jest zwolennikiem monopolu kasynowego i gier liczbowych, taki stan rzeczy powoduje, że część polskiego rynku hazardowego zostaje zabezpieczona i w zdecydowanej większości zostaje w kraju. Dzieje się to za sprawą wpływów podatkowych, podatków pośrednich (dopłat) jak i szeroko rozumianej redystrybucji środków z pomocą udziału spółki państwowej.

Dodatkowo, w przeciwieństwie do polskich operatorów bukmacherskich, Totalizator Sportowy stara się rozwijać własne zaplecze technologiczne. Oczywiście, wszystko dzieje się w swoim tempie, bo Totalizator Sportowy obecnie przypomina bardziej duży okręt, którym bardzo ciężko manewrować. Biorąc pod uwagę liczne przemiany technologiczne, które zaszły w ostatnim czasie (m.in przerzucenie ogromnej części przychodów w kierunku online, uruchomienie kasyna online czy lotto online), Totalizator Sportowy stara się szukać własnej drogi w trudnym świecie igamingu.

STS mógł być polskim produktem eksportowym

W momencie ogłoszenia wezwania do zakupu akcji STS przez Entain, wcześniej przy okazji IPO, a jeszcze wcześniej przy okazji nieudolnej ekspansji STS-u na rynki europejskie (w tym głównie UK) wiedzieliśmy, że straciliśmy największą w historii polskiej branży hazardowej szansę na ekspansję zagraniczną. STS miał wszystko – zaplecze kadrowe i finansowe, by stać się rosnącym operatorem w skali całego świata. Prawda jest taka, że znacznie lepiej na tym polu radził sobie LVBET i poboczne brandy niż medialny STS.

STS zamiast uruchomić swoje operacje na rynkach nie do końca uregulowanych lub rynkach wschodzących, postanowił rzucić się na tak bardzo konkurencyjny rynek jakim jest UK. Dlaczego tak wybrano? Prawdopodobnie w szczerej rozmowie główny (jeszcze obecny) właściciel STS nigdy tego nie wyjawi.

Dlaczego STS nie chciał wybrać rynków Ameryki Południowej, Afryki czy np Indii? Wiem, że dla wielu mogą być to wybory abstrakcyjne, ale dalej lepsze niż kierunki Wysp Brytyjskich.

Zagraniczne firmy tworzą w Polsce huby technologiczne

Warszawa i Kraków są głównymi zapleczami technologicznymi dla wielu operatorów i dostawców gier kasynowych. Są to ośrodki dla takich firm jak Leo Vegas, Novomatic, Grand Parade (część William Hill). Zagraniczny przemysł technologiczny dostrzega potencjał w polskich specjalistach i w pełni go wykorzystuje. Polscy operatorzy, właściciele firm i inwestorzy tego nie widzą i starają się szukać rozwiązań w różnych dziwnych miejscach. Pamiętajmy, że w przypadku chociażby gier kasynowych, jedną ze składowych jest także matematyka. Gdzie mamy szukać najlepszych matematyków jak właśnie nie w kraju nad Wisłą? Gry kasynowe już dawno przestały być latającymi wisienkami na ekranie.

Obecnie biznes igamingowy to tak naprawdę dwie główne składowe – technologia i marketing. Z naciskiem na to pierwsze. U nas bardzo często odwraca się kolejność i stawia się najpierw na marketing, nie będąc do końca rozwiniętym technologicznie. Poświęcamy miliony euro przepalanych w komin, a nie potrafimy zbudować sensownych produktów mimo odpowiednich możliwości.

Ukraińcy potrafią, my nie

Najlepszym przykładem na to, że można jest Ukraina. Kraj jest w stanie wojny, a mimo wszystko ich firmy dalej są w stanie się rozwijać. Oczywiście wiele z tych firm ulokowanych jest w różnych częściach Europy jak Czechy, Malta czy Cypr ale dalej są to podmioty, w których pierwszoplanową rolę odgrywają Ukraińcy – zarówno pod kątem managerskim jak i czysto specjalistycznym. Kapitał i jego pochodzenie jest jedyną wątpliwą kwestią, ale to puszka pandory, której na ten moment lepiej nie otwierać.

Ukraina to obecnie jeden z głównych o ile nie wiodących dostawców technologii do branży igamingowej i martechowej. Wobec nich Polscy specjaliści nie mogą mieć żadnych kompleksów. Różnica między nami jest taka, że Ukraińcy tworzą technologię dla siebie i ją sprzedają, a my tworzymy ją dla zagranicznych korporacji

Afiliacja może być wzorem

W bardzo okrojonej skali, ale polska branża afiliacyjna pokazuje, że można się rozwijać za granicą. Mowa tu głównie o dwóch podmiotach – Johnny Bet i iGaming Nuts/Mahalo Media (właściciele legalnych bukmacherów). Obie firmy organicznie rosną i zwiększają swoje przychody z rynków zagranicznych. Przy odpowiednim wsparciu polskiego kapitału inwestycyjnego z pewnością mogłyby rosnąć szybciej, ale polscy inwestorzy wolą inwestować w zagraniczne spółki afiliacyjne (bardzo często działające z podmiotami z sektora offshorowego na terenie Polski).

Trzeba tu oczywiście brać poprawkę na skalę działania wymienionych podmiotów, ale w obu przypadkach nie brakuje odwagi, której brakowało znacznie większym podmiotom z branży operatorów i dostawców oprogramowania.

Jeszcze może być pięknie

Czasami warto zrewidować swoje strategie i docenić polskie zasoby. Czasami warto otworzyć się na dobrodziejstwo całego świata i mierzyć wysoko. Polski rynek hazardowy (podobnie jak wiele innych dotyczących polskiej gospodarki) cierpi na wielkość skali. Jesteśmy zbyt duzi i jednocześnie zbyt mali, by nasze wyniki były dostrzeżone światowo (STS jest wyjątkiem). Kraje nadbałtyckie, Ukraina w stanie wojny czy Izrael (i firmy jego pochodzenia) muszą bezpośrednio tworzyć produkty i rozwiązania globalne by móc się rozwijać.

Może zamiast tworzyć rozwiązania dla innych, zróbmy w końcu własne produkty hazardowe i idźmy z nimi w świat.

Komentarze

Analityk

Robert20, ale pierdolisz chlopie kocopoly, sam podajesz przyklady ze tak nie jest wszedzie, a pisze o jakims wplywie komuny jak boomer. Po prostu w branzy hazardowej jest wysoki prog wejscia i malo komu sie udaje. STS byl jedna szansa na milion i obsrali zbroje, tyle w temacie.

0
0
Robert20

Niestety w każdej branzy wyglada to podobnie, ale to nie wina ludzi, tylko miejsca w ktorym jestesmy jako kraj. Jeszcze duzo wody musialoby uplynac w Wisle, zanim to inne kraje beda nasza montowania. Choc oczywiscie rozumiem, ze tu chodzi o jedna, dwie polskie firmy, ktore ida w ekspansje zagrnaicznych rynkow. W hazardowej branzy tak nie jest, ale przykladowo Blik, czy Inpost ida na podboj innych rynkow i moim zdaniem maja spore szanse na sukces. Cos sie wiec ruszylo.

0
0
Hubi20

Lepiej zjamijcie sie tym, ze sts sprzedali pod stolem, a nie tym, ze w ogole sprzedali, bo na ich miejscu tez byscie sprzedali.

0
0
Kardon

Nie zgadzam sie z autorem, nie moze byc pieknie, poniewaz my jako narod od zawsze wolelilismy pracowac dla kogos niz na swoje. Wynika to z tego, ze wiele lat bylismy pod butem, a to panstw, ktore dokonywaly rozbiorow, a to ruskich, a to niemcow. Niestety zanim wykorzeni sie to z nas, to musi minac jeszcze ze sto lat. Po prostu tak jak kiedys zbieralismy szparagi na niemca, tak teraz robi technologie na niemca czy innego amerykanca.

0
0
Janusz

Co ten Pan pieprzy? Zeby oferowac swoje zaklady nie nieuregulowanym rynku to taki STS musialby robic to pod MGA i posiadac centrale na Malcie pod MGA. Przenosic calego budynku na Malte to raczej nikt nie bedzie (poza bet365 bo ich stac) dodatkowo janusz STS nie zaplaci tyle pieniedzy pracownikowi na Malcie. Woli za taka jedna pensje oplacic 4 polakow w polzdze

0
0
Kulis

w 2017 roku na rynku był jeszcze forBet i Lvbet

0
0
Prus

Bo polacy to frajerzy, a ukrainy krolowie zycie, wystarczy spojrzec na Warszaw i fury jakimi jezdza

0
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *